W portfelu Rządowego Globalnego Funduszu Emerytalnego Norwegii (GPFG), który zarządza aktywami o wartości 8,3 bln koron norweskich (3,6 bln zł), na koniec 2018 r. znajdowały się akcje 114 spółek z warszawskiej giełdy. Łącznie były one warte blisko 5,2 mld zł (przeliczając po kursie korony wobec złotego z końca ub.r.). Rok wcześniej GPFG był obecny w akcjonariacie 91 polskich firm, a rynkowa wartość tych udziałów wynosiła 3,3 mld zł. W ciągu roku zaangażowanie norweskiego giganta na polskim rynku akcji zwiększyło się więc o 57 proc., licząc w złotych. Te liczby robią wrażenie szczególnie w kontekście słabej w ub.r. koniunktury na GPW: WIG20 zniżkował w 2018 r. o 7,5 proc.

Nagły wzrost zainteresowania Norwegów GPW to bezpośredni efekt tego, że od września ub.r. według klasyfikacji FTSE Polska jest rynkiem rozwiniętym, a nie wschodzącym. Indeksy FTSE są bowiem podstawą polityki inwestycyjnej Norges Banku, który zarządza GPFG. Przyjął on przy tym zasadę, że udział akcji z każdego dojrzałego rynku Europy w portfelu jest 2,5-krotnie większy niż ich udział w globalnym indeksie FTSE All World. W przypadku rynków wschodzących (ze wszystkich kontynentów) waga jest większa 1,5-krotnie. Ta zasada sprawiła, że docelowy udział Polski w portfelu akcji funduszu zwiększył się do 0,25 proc., z 0,15 proc. na koniec 2017 r. Rzeczywisty udział wzrósł zaś z 0,14 do 0,22 proc., co sugeruje, że GPFG nie skończył jeszcze zakupów nad Wisłą.

Gdyby nie polityka inwestycyjna skandynawskiego giganta, który obraca kapitałem pochodzącym z eksploatacji złóż ropy i gazu, promocja Polski przez FTSE do grona rynków dojrzałych w krótkim terminie miałaby prawdopodobnie bardziej negatywny wpływ na koniunkturę na GPW. Jej konsekwencją był bowiem spadek zaangażowania w polskie akcje funduszy indeksowych.